Recenzja filmu

Człowiek ze stali (2013)
Zack Snyder
Henry Cavill
Amy Adams

Zamach na świętość

Superman jest kulturowym dziedzictwem Ameryki od pierwszej połowy ubiegłego wieku. Od wielu lat ten jeden, szczególny superbohater jest swego rodzaju synonimem obciachu. Kto chciałby
Superman jest kulturowym dziedzictwem Ameryki od pierwszej połowy ubiegłego wieku. Od wielu lat ten jeden, szczególny superbohater jest swego rodzaju synonimem obciachu. Kto chciałby identyfikować się z facetem w niebieskich rajtuzach, który zakłada na nie czerwone majtki. I choć każdy w dzieciństwie marzył o byciu superbohaterem w lśniącej pelerynie, to z biegiem czasu coraz bardziej ten obraz nas zniechęcał. Na całe szczęście Ameryka nie zapomniała o swoim herosie.



Legendę po raz kolejny ożywił Zack Snyder przy współpracy z Christopherem Nolanem. Głośne nazwiska miały zachęcić przede wszystkim fanów trylogii Batmana do obejrzenia filmu. Coś poszło jednak nie tak i "Człowiek ze stali" nie może się równać z żadną częścią trylogii mrocznego rycerza. Film traci banalnym scenariuszem z całą stertą większych bądź mniejszych głupot. Wystarczy wspomnieć, chociażby o poddaniu się ludności ojczystej planety Supermana, gdy dotknął ich kryzys zasobów naturalnych. Z ich posiadaną technologią powinni skolonizować kolejną planetę. Druga sytuacja to uwięzienie Zoda wraz z jego armią w przestrzeni kosmicznej, zahibernowanych na tysiąclecia w momencie, gdy lada chwila cała planeta miała wybuchnąć. Skoro wszyscy umierają, a osoby odpowiedzialne za zamach stanu mają przeżyć, to jaki jest w tym sens? Przez cały seans próbowałem rozgryźć tę zagadkę, ale niestety poległem. Kilka wątpliwości zostało wytłumaczonych później w fabule, ale ogólny niesmak niedoróbkami pozostał.

"Człowiek ze stali" to efektowna i widowiskowa wydmuszka. Obraz spełnia swą podstawową rolę wysokobudżetowego blockbustera, który ma na siebie zarobić. Zabrakło w nim unikatowości, której można doszukać się w Nolanowskiej trylogii Batmana. Jedyne, co w filmie jest warte zapamiętania, to świetnie zrealizowane efekty specjalne. Czegoś takiego nie było nawet we wszystkich częściach "Transformerów". Szkoda tylko, że to wszystko tak niewiele wnosi do filmu. Scena, gdy tytułowy bohater stoi na czaszkach przed własną farmą i rozmawia w podświadomości z Zodem pozostaje na długo w pamięci. Wizualnie to majstersztyk, godny nawet Oscara za efekty specjalne. Szkoda, że w parze nie poszła reżyseria i zdjęcia. Snyder nie podołał zadaniu i niektóre ujęcia są mocno amatorskie. Takiemu reżyserowi to nie przystoi, tym bardziej w tak ważnym dla popkultury obrazie.



Film poszedł nurtem innych produkcji o superbohaterach i przedstawia nam ludzką twarz Supermana. Wyszło to różnie. Często relacje z innymi ludźmi, a raczej ich brak, i ukrywanie swoich nadludzkich mocy są naciągane. Klimatycznie za to wyszły wszystkie retrospekcje z dorastania Clarka Kenta, które przeplatają się z teraźniejszością. W filmie położono szczególny nacisk na wątek miłosny z dziennikarką Lois Lane (Amy Adams). Jest on rozciągnięty przez pół filmu i niczym się nie wybija ponad inne tego typu wątki w filmach o superbohaterach.

Dużym minusem jest cała plejada przeciwników człowieka ze stali. Generał Zod (Michael Shannon) to strasznie słaba postać. O ile jego patriotyczne i nacjonalistyczne pobudki można jakoś wytłumaczyć, o tyle samą motywację i działania są mocno naciągane. To jeden z najsłabszych czarnych charakterów w historii kina, nie wybijającym się niczym, niewartym zapamiętania. Podobne negatywne odczucia mam w stosunku do jego głównej pomocnicy - Faory-Ul (Antje Traue). Przez cały film odzywa się tylko kilka razy i za każdym razem głosi swoje pseudofilozoficzne powiedzenia. Zupełnie nie pasują ani do charakteru filmu, ani do scen, w których są one wygłaszane.



"Człowiek ze stali" to wyraźny krok w tył dla całego przemysłu filmowego odpowiedzialnego za ekranizację komiksowych superbohaterów. Ten film to skok na kasę osób, które spodziewały się obrazu podobnego do trylogii Batmana. Z drugiej strony to świetna i przede wszystkim widowiskowa rozrywka, typowo amerykańska, do której przyzwyczaiły nas "Transformery". Przynajmniej odtwórca głównej roli nie zawiódł. Henry Cavill dał radę, chociaż nie będzie to jego rola życia.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Postać Clarka Kenta jest mi znana nie od dziś. Jako dziecko czytałem komiksy i oglądałem bajki o... czytaj więcej
Historię przedstawiającą losy Clarka Kenta zna chyba każdy. Po co więc powielać schemat – którego podstaw... czytaj więcej
Nadzieja matką głupców, mawiają jedni. Czasem jednak tylko na niej można polegać, wtórują im drudzy. W... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones