Oj, pamiętam, jak się go oglądało za dzieciaka. Kevin taki twardy, z zimnym spojrzeniem, Whitney taka piękna, pełna życia i tej iskry... Aczkolwiek po obejrzeniu go znowu po kilku latach to jest to zwyczajnie mdłe i naiwne kino. Ale nostalgia pozostała.
A moim zdaniem właśnie odwrotnie. Całkiem niezłe kino po obejrzeniu z dystansem po kilku latach...
Jeśli po dziś dzień film potrafi poruszyć, mimo iż ogląda się go po raz 65, to musi jednak coś znaczyć :)
Ten film nigdy do ambitnych nie należał, ale jest w czołówce ckliwych romansideł i nie prędko z niej zejdzie ;)
Dokładnie. Ja nie cierpię tego rodzaju filmów, omijam je szerokim łukiem, ale ten oglądam, kiedy tylko mam okazję.
To lipnie stwierdzasz ponieważ każdy film który oglądamy kolejny raz nie utkwi w pamięci ani nie spojrzysz na nie go tak jak za pierwszym :) .