"Highwaymen" to bardzo niedoceniony film. Być może wynika to z faktu praktycznego braku efektownych strzelanin i pościgów. Obraz jest zrealizowany w "starym" stylu - nie teledyskowo, jak większość dzisiejszych dzieł kinematografii. Mamy tu długie ujęcia, wiele dalekich planów, ogólnie nieśpieszną pracę kamery. W tym jego siła! Dodatkowo film jest rozliczeniem z romantyczną legendą Bonnie i Clyde. To para bezwzględnych zabójców, co jest przedstawione w bardzo sprawny sposób. Są tłem opowieści o dwóch "reliktach" czasów minionych, czyli głównych bohaterach filmu. Nasze "dinozaury" prowadzą żmudne poszukiwania, jednak są zaskakująco skuteczni. Może to za daleko idący wniosek, ale "The Higwaymen" to film jak gdyby "rozliczeniowy" i przypomina mi "Unforgiven" Clinta Eastwooda, który "rozprawił się" z legendą Dzikiego Zachodu. Na podkreślenie zasługują doskonałe role Kevina Costnera i Woodyego Harrelsona. Monolog Woodyego "Manos Arribas" to prawdziwa wisienka na torcie. W przyjemnością wracam do "The Highwaymen", bo to kawał bardzo dobrego kina.