Dennis Quaid jako telepata, biorący udział w rządowym programie kontroli snów...
Film Josepha Rubena przyciąga zarówno tematyką, jak i formą. W końcu to lata 80., oko cieszą więc efekty specjalne sprzed epoki rozszalałego CGI, postaci są tak kartonowe, jak to tylko możliwe, a na dokładkę uszy pieści ścieżka dźwiękowa od Maurice'a Jarre'a. Sama fabuła to mix zimnowojennych lęków i teorii spiskowych w kostiumie Kina Nowej Przygody. Przyznam bez ogródek, że na papierze brzmi to fajnie, w praktyce jednak, sztampowa intryga nieco przeszkadza podczas seansu. Finał, w którym losy świata spoczywają na barkach przystojniaka o zniewalającym uroku osobistym, wyśnić się mógł scenarzyście jedynie w czasach, gdy szczyty list przebojów okupowały duety pokroju Wham! i Modern Talking. Choć z drugiej strony: może zanadto się czepiam, bo jako pozycja czysto rozrywkowa, "Dreamscape" ma do zaoferowania sporo atrakcji, trzeba jedynie podejść doń z dystansem. Plus Christopher Plummer jako ten zły i Max von Sydow w roli mentora.