Kevin Costner

Kevin Michael Costner

8,2
38 665 ocen gry aktorskiej
powrót do forum osoby Kevin Costner

Jako urodzony w 1970 r. – wyrosłem de facto na filmach z Jego udziałem. Nigdy nie uważałem Go za wybitnego aktora, ale zawsze lubiłem, co czasami po prostu idzie w parze. Podobnie w latach 90-tych traktowałem Harrisona Forda i właściwie spora część kina (zwłaszcza szeroko pojętego kina akcji), którą wówczas jako młody chłopak śledziłem znajdowała się w cieniu obu panów partycypujących w większości ówczesnych hitów filmowych.
Niemniej mój mały zgrzyt z Costnerem zaczął się w połowie lat 90. i właściwie trwa do dziś.
Interesując się sprawami Indian północnoamerykańskich z uznaniem śledziłem jak na fali pochwał wyzwolonych przez „Tańczącego z wilkami” aktora zaangażował się w szereg świetnych inicjatyw pokroju „500 narodów” (1995 r.).
Jako dwudziestolatek z wyidealizowaną wizją stanu małżeńskiego z przyjemnością odnotowałem wydanie przez Costnera „Poradnika zasad dla prawdziwego męża i mężczyzny” (1993 r. – mogłem minimalnie przekręcić tytuł).
Rok potem wyszło na światło dzienne, że aktor się rozwodzi, że wielokrotnie wcześniej zdradzał żonę (w sumie wyszło trochę podobnie jak z Harrisonem Fordem). Potem okazało się, że ten działacz społeczny walczący o prawa mniejszości narodowych, wpierający inicjatywy roszczeniowe Indian w temacie odkłamywania ich historii, angażujący się czynnie w obronę jednostek pokrzywdzonych przez system oraz ogólnie walczący o prawa człowieka łamane na świecie (ze wskazaniem na Amerykę) regularnie… uczestniczy w tzw. „balach charytatywnych” organizowanych przez Władimira Putina.
Pamiętam moją konsternację, gdy przed laty, jednego dnia oglądałem przygnębiający film pokazujący czeczeńskich jeńców skatowanych i pół nagich, przepędzanych z jednej ciężarówki do drugiej (gdzie przetrzymywano ich zamkniętych w kompletnej izolacji – jak się okazało – miesiącami) a chwilę potem - relację na rosyjskiej jedynce pokazującą kolację dobroczynną, na której Costner pozuje do zdjęć objęty pod ramiona z Putinem.
Kolacje te, za które gwiazdor pobiera sowite gaże trwają z ponurą regularnością do dziś.
Rozumiem poparcie dla cara Federacji Rosyjskiej ze strony Davida Duchovnego ze względu na korzenie gwiazdy „Archiwum X” (którego także bardzo lubię, choć do poziomu aktorstwa w Jego wydaniu jestem zdystansowany). Podobne wsparcie manifestowane przez Stevena Seagala, czy Mickeya Rourke także akceptuję, tym bardziej, że obaj panowie wielokrotnie już demonstrowali, że są kompletnie pogubieni w swoich poglądach politycznych i niczym przysłowiowe paprotki dają się manipulować i wykorzystywać tym, którzy gotowi są bez zbędnych ceregieli łatwymi wpłatami powiększą ich konta bankowe (Seagal otworzył nawet firmowany swoim nazwiskiem sklep z gadżetami, których wspólnym mianownikiem było promowanie wizerunku prezydenta Federacji Rosyjskiej – najlepiej szły t-shirty z tegoż wizerunkiem).
Ale Z Kevinem Costnerem mam już jednak kłopot.
Wszystko o co moralizatorsko apelował w produkcjach pokroju „500 Nations” (który to, dokument gorąco polecam):
http://www.filmweb.pl/serial/500+Nations-1995-109981
- piętnując deportacje niepokornych jednostek i wysiedlenia całych społeczności, łamanie praw mniejszości narodowych, niszczenie ich kultury i tożsamości w ramach systemu itd. – wszystko to można z powodzeniem przypisać polityce prezentowanej w wydaniu Władimira Putina.
Dlatego mam z Kevinem Costnerem jeżdżącym dobrowolnie na imprezy do Putina i inkasującym za nie horrendalne, jak podejrzewam honoraria i jednocześnie nie przejmującym się, co przywódca Rosji wyprawia – spory problem. Bo trąci mi to hipokryzją i obłudą w wydaniu osoby, którą lubię i która – chcąc nie chcąc – stanowi pozytywny element wspomnień z mego dzieciństwa.
Więc trochę mi za Costnera wstyd, gdyż – w moim odczuciu firmuje to wszystko, co napawa mnie mieszaniną strachu i obrzydzenia.
I przed oczyma staje mi obraz legendarnego francuskiego artysty, Maurice Chevaliera - występującego w latach pięćdziesiątych, na podobnych co Costner kolacjach, podczas których śpiewał o „Józefie Stalinie zaprowadzającym wśród narodów płomień demokracji”.
Popioły wywołane z tegoż płomienia strząsamy z siebie do dziś.
I nachodzi mnie gorzka refleksja, że ile by dyktatorzy nie dowalali ludziom, to i tak finalnie zawsze będzie dla nich tańczył, stepował, czy śpiewał ktoś z szeroko pojętego świata artystycznego, łagodząc wizerunek danego dyktatora.
Cóż – pecunia non olet…

jabu

Sorki – mój inteligentny, wiedzący wszystko lepiej program w komputerze, zamienił mi arbitralnie Kevina na Cevina. A że Filmweb pozwala na edycję w stopniu iluzorycznym – w przeciągu minuty, czy dwóch – nim zauważyłem, było już po herbacie i tak niestety zostało…

jabu

Hmmm.. ciekawe, ciekawe. Powiem szczerze, że Kevin Costner( po obejrzeniu Robin Hooda I Tańczącego z Wilkami) był (może i jest?) jednym z moich ulubionych aktorów. O dziwo nigdy nie wnikałem w jego historię,a po przeczytaniu twojej opowieści wyłuszczałem oczy. Kurcze jestes pewny ,że to z rosją to prawda? Oczywiście nie mam nic przeciwko, każdy robi co chce i lubi co chce, ale też a teraz taki niesmak, bo (świadomie, czy nie) uważałem go za bardzo porządnego gościa i nie wiązałem z żadnymi takimi "dziwnymi" rzeczami... Kurczę, usze wejść głębiej w sprawę i poczytać co nieco ;)

jabu

Nie wiem na czym polega "Twój kłopot z Kevinem Costnerem" bowiem filmweb to - jak nazwa wskazuje - portal na którym oceniamy umiejętności bezpośrednio związane z tworzeniem filmu. A więc aktorstwo, reżyserię, zdjęcia, muzyka itd. Do oceny moralnej są zapewne inne portale. W tym przypadku oceniamy tu aktora i reżysera, nie człowieka. Pozdrawiam.

raffaello_od_ferrero

Tym bardziej, że gdyby drążyć temat to - gdzie jak gdzie - ale w Polsce jest mnóstwo aktorów, reżyserów czy twórców którzy za komuny świetnie żyli, ba... często ją wychwalali. Co nie powinno zmieniać faktu, że w przytłaczającej większości byli świetnymi aktorami, reżyserami czy twórcami. Pozdrawiam.

raffaello_od_ferrero

Witam,

>Nie wiem na czym polega "Twój kłopot z Kevinem Costnerem"

Wiesz – tylko się z takimi kryteriami oceny nie zgadzasz, co zdefiniowałeś powyżej.


>bowiem filmweb to - jak nazwa wskazuje - portal na którym oceniamy umiejętności bezpośrednio związane >z tworzeniem filmu. A więc aktorstwo, reżyserię, zdjęcia, muzyka itd. Do oceny moralnej są zapewne inne >portale.

Film – podobnie jak samo życie nie daje się ująć w tak zero-jedynkowe oceny. Gdyby było tak, jak piszesz powyżej, „Wieczny Żyd”
http://www.filmweb.pl/film/Wieczny+%C5%BByd-1940-183350
powinien bezdyskusyjnie być przez wszystkich koneserów kina oceniany na 10/10, gdyż jest to bezapelacyjnie majstersztyk w kategorii filmu propagandowego. Obraz Hipplera jest dziełem wybitnym, jednak poprzez fakt, że swoją wymową sankcjonował jedno z największych skur….ństw w historii nowożytnej Europy – został przez znaczną część społeczności Filmwebu oceniony krytycznie. Podobne przykłady można by mnożyć w nieskończoność a ilość sympatyków kina, którzy mają z tym kłopot, jest równie wielka co, ilość sympatyków komunizmu pozyskanych dzięki talentowi Siergieja Eiseinsteina. (dla mnie ważny jest zarówno talent, jak i skutki wykorzystania tegoż talentu).

>Tym bardziej, że gdyby drążyć temat to - gdzie jak gdzie - ale w Polsce jest mnóstwo >aktorów, reżyserów czy twórców którzy za komuny świetnie żyli, ba... często ją wychwalali. >Co nie powinno zmieniać faktu, że w przytłaczającej większości byli świetnymi aktorami, >reżyserami czy twórcami. Pozdrawiam.

Dlatego właśnie, gdy Córka pyta mnie o aktorów czasu PRL-u o których warto pamiętać – opowiadam Jej o Piotrze Fronczewskim i Jego rowerze a nie o Macieju Damięckim. I tym większe uznanie dla artystów pokroju Zanussiego, Wardejna, Olbrychskiego, których ustrój nie rozpieszczał a którzy mimo braku pokory i uległości, nie wychwalając systemu, z kłodami pod nogami, zapisywali w polskiej kinematografii świetne epizody. Szczęśliwie Costnera, jak Wardejna, nikt w jego kraju nie okładał, klęczącego na betonie, gumową pałką, przez co zaoszczędzono Mu podobnych wyborów, mogących zawrócić go z aktorskiej drogi.
Sztuka do której zalicza się X-Muza - to emocje. Ja nie potrafię podchodzić do niej chłodno i z trzeźwą kalkulacją, jaką demonstrujesz Ty. „500 narodów”, który firmował i współprodukował Costner (obok kilku innych, bardzo podobnych filmów, do których przyłożył rękę) jako świetnie zrobiony dokument, grał na odczuciach widza, pokazując do czego prowadzi nie liczenie się wielkich i silnych ze słabszymi i mniejszymi. Jeśli teraz Costner kompletnie zmienia barwy klubowe firmując to, co wcześniej w swoim dorobku artystycznym piętnował – to, zamiast analizować, czy robi to profesjonalnie, sygnalizuję swoje rozczarowanie. Uważam, że mam prawo dać temu wyraz a forum filmowe jest ku temu zasadnym miejscem - tak jak rozczarowany fan Lance Armstronga, miałby prawo wyrazić swoje oburzenie na forum sportowym.

Pozdrawiam.

jabu

No co do Olbrychskiego to jednak się zagalopowałeś..był bardzo za tamtym ustrojem dlatego tak min.tak go tak chołubiono a i on często do ruskich jeździł.a to że był na pogrzebie jaruzela i wygłaszał się o nim bardzo pozytywnie jednoznacznie potwierdza że za komuny wcale nie bylo mu źle tylko wręcz przeciwnie

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones